Fatum K7? Piechniczek na przełamanie.

Fatum K7? Piechniczek na przełamanie.

Relacjonując spotkanie naszej drużyny z bardzo solidną ekipą z Gogolina, nie sposób pominąć wątek pozasportowy tegoż meczu. Dla wielu bowiem - także i dla mnie – możliwość spotkania, porozmawiania czy też uścisku dłoni takiej persony jak Antoni Piechniczek, to niezapomniane przeżycie i materiał do wspomnień. Niestety, organizatorom tego wydarzenia, bardzo mocno plany względem niego pokrzyżowała pogoda. Siła wyższa, jednak w świetle ostatnich niezbyt łaskawych "rozdań" losu względem władz i obu "biało-niebieskich" drużyn, pozostaje chyba zacząć wierzyć w siły nadprzyrodzone. Los w sobotę nie sprzyjał nam nie tylko pod względem organizacyjnym. Na boisku było to samo.

Pierwszą połowę, tradycyjnie już rozpoczęliśmy aż do bólu ostrożnie. Trudne warunki, jakie zgotowała nam aura, niestety tylko wzmogły asekurację co powodowało że ten fragment, nie był zbyt przyjemny dla oka. Na przestrzeni całej pierwszej odsłony korzystniej prezentowali się jednak goście. Widać było że nie gramy z "leszczami" a solidną 4 ligową ekipą z ambicjami. Swoboda rozgrywania i kreowania akcji zaczepnych była wyraźnie wyższa aniżeli naszej drużyny. Co gorsza, nasze próby kończyły się często najdalej na 25 metrze, z racji uważnej gry obronnej przeciwnika, oraz braku precyzji prudniczan. Z przykrością trzeba stwierdzić, że Pogoń w pierwszych 45 minutach nie stworzyła ani jednej klarownej sytuacji z której mogła paść bramka. Rywale mimo widocznej przewagi, bardzo groźnych sytuacji w zasadzie także nie mieli. Poza jedną w ostatnich sekundach meczu, którą skrupulatnie zamienili na bramkę.

Takie okoliczności straty bramki, bardzo mocno wstrząsnęły publicznością. Pojawiły się obawy, że drużyna może takiemu scenariuszowi nie podołać. Obawy okazały się nad wyraz czcze, bowiem druga połowa to już w wykonaniu Pogoni zupełnie inna gra. Rywale z Gogolina, może przez pierwszy kwadrans drugiej połowy, mieli jeszcze jakąkolwiek kontrole nad boiskowymi wydarzeniami. Później - niczego rywalowi nie ujmując - mieli już tylko niewyobrażalne szczęście. A my natomiast, tradycyjnie już w ostatnim czasie - wyjątkowego pecha. Słupki, poprzeczki, "pudła" z kilku metrów do pustej bramki ... Naprawdę nie jestem dziś w stanie znaleźć logicznego wytłumaczenia, dlaczego nie wygraliśmy tego meczu. W końcowym fragmencie rywal został wręcz "zmiażdżony". Bramki jednak nie padły. Po meczu od kilku poważnych osób otrzymałem poradę wezwania do klubu szamana, egzorcysty etc. Miejmy nadzieje że takim talizmanem okaże się nasz dostojny, sobotni gość i jego wizyta na "K7" będzie początkiem łaskawszego spojrzenia losu na nasz klub. 

Za mecz, a zwłaszcza drugą połowę, naszym zawodnikom należą się mega podziękowania i szacunek. W zasadzie każdy z występujących wczoraj zawodników, pozostawił na murawie ogrom zdrowia i nieprawdopodobnej ambicji. Celowo nie wyróżniamy tym razem nikogo, bo pominiecie któregokolwiek zawodnika, mocno by go skrzywdziło. Drużyna pokazała "pazur" niestety, znów brakło kropki nad "i".

Dzisiejsza relacja to  ultra ogólnikowy przegląd wczorajszych wydarzeń wynikający z zaangażowania w wiele innych kwestii organizacyjnych. 

Kończąc, chciałbym nawiązać do rozegranego dziś i niestety przegranego meczu naszej juniorki. Także i tutaj o wyniku w dużej mierze zadecydowały względy losowe i ... błędy sędziów. Nie pomógł także stan murawy, która po wczorajszym meczu seniorów znajdowała się już w stanie delikatnie mówiąc "średnim". Przegrywamy 3-5 po meczu walki i wobec wielkiego zaangażowania naszych młodych zawodników, pozostaje powiedzieć tylko "chłopaki, sercem zawsze z wami, gramy dalej !"

PS. Zarząd klubu pragnie serdecznie podziękować Ośrodkowi Sportu i Rekreacji w Prudniku, za zaangażowanie w przygotowanie murawy i obiektu do tego ważnego dla nas weekendu. Wasza praca, przyniosła fantastyczne efekty. Dziękujemy !

Komentarze

Dodaj komentarz
do góry więcej wersja klasyczna
Wiadomości (utwórz nową)
Brak nieprzeczytanych wiadomości